Patrząc na wasze komentarze oceniacie ten film ciągle porównując go z innymi. Dziwnie wygląda to wasze dziecinne przekomarzanie - ''lepszy,lepsiejszy,najlepsiejszy ;D''.

Do mnie film nie trafił, zabrakło tu przedewszystkim bohatera z którym widz mógłby się utożsamić. Być może dlatego nie wzbudził we mnie żadnych emocji, choć wiele scen tego filmu wykreowane było tylko po to by owe pobudzić w widzu (nawet smutna muzyka w tle tu nie pomaga). Pojawiają się gdzie nie gdzie przebłyski mądrości/przemysleń o bezsensie wojny, czego szczytem jest uświadomienie sobie przez oblężonych o człowieczeńswie atakowanych...ehhh - to wszystko już gdzieś było.

Dla mnie przedwszystkim zawiodła reżyseria. Eastwood starał się skupić głównie na żołnierzach według schematu z cienkiej czerwonej lini, co mu się absolutnie nie udało. Same zdjecia natomiast zasługują na uznanie, wysaturowane obrazy nadają niezwykłego klimatu. Za to głównie 6/10