PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=302429}

Listy z Iwo Jimy

Letters from Iwo Jima
7,6 35 918
ocen
7,6 10 1 35918
6,8 12
ocen krytyków
Listy z Iwo Jimy
powrót do forum filmu Listy z Iwo Jimy

Nie da się moim zdaniem odnieść do filmu Listy z Iwo Jimy bez odniesienia do Sztandarów Chwały.
Listy to świetnie opowiedziana historia piekarza i generała. Biedaka i wojownika rzuconych na Wyspę Siarki w celu jej obrony przed wrogiem. Dodajmy, że cały film jest apologią pokoju, życia rodzinnego, ciepła domu, narodzonego dziecka i tęsknoty za miłością.
Piekarz budzi współczucie i swą nieporadnością wzrusza. Generał, jedyny który wie co robić, wzbudza podziw kompetentnością i głębokim humanitaryzmem.
Ale...
Powtarzam. Listy to baaardzo sprawnie zrobiony film. Ale jest to historia nieprawdziwa i sprytnie zawoalowana z przemyconymi półprawdami.
Nie wiadomo bowiem jaki jest sens, przegranej z góry, walki o wyspę. Wojsko jest przeciwstawiane ludności cywilnej. Scena z żandarmami, ewakuacja ludności z wyspy - pokazują, że ta wojna jest wyłączną zabawą armii japońskiej. Świadczyć ma o tym także postawa piekarza. A jest to już lekka nieprawda. Po pierwsze Japonia jako kraj nie miała wyjścia i musiała toczyć wojnę o surowce, podobnie jak... USA. ;-)
Po drugie wojna była popularna w Japonii i była sprawą narodu nie samej armii. Po trzecie w każdym kraju można znaleźć piekarza, który ma swoisty stosunek do świata i z takiego punktu widzenia każdy kraj i każde zdarzenie będzie godne wyśmiania.
Sprzeciw budzą nie tylko motywy Japończyków ukazane w filmie, ale także przedstawienie ich oficerów. Głupich, próżnych, toczących rozgrywki między sobą. To pewnie prawda, odnosząca się do znacznej części korpusu oficerskiego na całym świecie, ale dlaczego jedyni szlachetni w tym filmie to generał Kuribayashi, który był attache w USA i sportowiec pułkownik baron Nishi (olimpiada w LA, znajomość angielskiego).
Mój ulubiony Clint E. zrobił film z amerykańskiego punktu widzenia. Nie wczuł się w ogóle w sposób myślenia Japończyków. Pewnie nie mógł, ale omówione naciągnięcia i półprawdy były jednak do uniknięcia.
Frazesy, że wojna jest okrutna i bez sensu są piękne, ale wojna jest faktem i faktem jest także to, że nie ma ona sensu dla zwykłego człowieka.
Tym niemniej Eastwoodowi udało się odnaleźć jakiś sens wojny w Sztandarze Chwały (walka za kolegów), ale już nie w Listach z Iwo Jimy.

Filmowo oba dzieła zrealizowane znakomicie ukazują w zestawieniu nierównocenność obiektywizmu i oceny obu stron.
Wbrew pozorom, moim zdaniem, nie są to filmy ukazujące wyłącznie suchy reportaż z pola bitwy z dodaną lekką refleksją na temat sensu mordowania się w imię państwa i jego interesów, z refleksją na temat rodziny, losów kombatantów i ich odnalezienia się w świecie "normalnym". Są to jednak filmy z tzw. przesłaniem. Nasza sprawa jest słuszna, nasza walka ma jednak jakiś sens.

W jakiś sposób rozumiem Eastwooda. Poświęcenie 21 tysięcy japońskich obrońców Iwo Jimy (uratowało się nieco ponad 200) jest dla Europejczyka zupełnym nonsensem. Ale to nie byli Europejczycy czy Amerykanie. I nie można z tego punktu widzenia patrzeć na Japończyków. Bo ocena wypadnie taka jak ocena tańczących nagich dzikusów z dżungli, którzy przy bliższym przyjrzeniu mają skomplikowane rytuały, głębokie wierzenia, własne życie rodzinne itp.

Kończąc muszę jeszcze raz podkreślić, że oba filmy są znakomite technicznie. Mundury, otoczenie są pokazane z wielką pieczołowitością. Sceny batalistyczne są chyba nawet lepsze niż w Szeregowym Ryanie (błędna forma tytułu przyjęta w Polsce nie przechodzi mi przez klawiaturę) a oprawa dźwiękowa budzi podziw. Nawet elementy "amerykańskie" (muzyczka, sztandary, kwestie wygłaszane) nie rażą. Lekki osad zostaje tylko przy porównaniu obu filmów.

"Gorsza połówka Dwukwiatu"

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones