"Filmwebowicze" zachwycają się rosyjską "9 kompanią" a tymczasem to właśnie "Listy z Iwo
Jimy" są prawdopodobnie najlepszą tego typu produkcją w dzisiejszych czasach. Mówię
"dzisiejszą", bo kino, jak wiadomo, już wcześniej tworzyło obrazy poruszające treści, jakie
niesie ze sobą film Eastwooda. Wystarczy przypomnieć np. dzieła japońskiego reżysera Kona
Ichikawy ("Ognie polne", "Harfa birmańska"). Ilość dylematów moralnych i innych jakie
poruszają "Listy..." jest doprawdy zdumiewająca, strona techniczna jest perfekcyjna a
miejscami po prostu wgniatająca w fotel a do tego ładunek emocjonalny jest tak olbrzymi, że,
choć to wszystko już widziałem, nie potrafię przestać się zachwycać tą produkcją. Oraz tym jak
Clintowi udało się to wszystko połączyć w jedną spójną, poruszającą, dającą do myślenia
całość. Ale czy ktoś w ogóle zdziwi się, że "Listy..." są takie a nie inne, skoro usłyszy nazwisko
Eastwood ? 10/10.